reklama
kategoria: Sport
2 sierpień 2024

W młodości trenował żeglarstwo, marzył o wyjeździe na igrzyska olimpijskie. Cel spełnił, choć w innej roli

fot. nadesłane
Dla Krzesimira Sieczycha, ortopedy ze Szpitala Carolina i lekarza naszej kadry olimpijskiej, igrzyska w Paryżu będą trzecimi w karierze. Kto wie, czy to właśnie on nie zna najlepiej całej ekipy sportowców Biało-Czerwonych, którzy w stolicy Francji walczą o medale dla Polski.
W swoich social mediach lekarz ujawnił, że prawie wszystkich przyjmował w trakcie badań, leczył 35 z nich, do tego piątkę sam operował.

Moja przygoda rozpoczęła się od współpracy z Polskim Związkiem Pływackim w 2017 roku. Poza funkcją ortopedy w Szpitalu Carolina pracuję też w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej i biorę udział w badaniach okresowych sportowców. Dzięki temu będąc na tak wielkiej imprezie znam ich wszystkich – przekonuje.

Na tak ogromnej imprezie lekarz ma mnóstwo pracy. Podczas igrzysk olimpijskich Sieczych traktuje to jednak jako misję i spełnienie marzeń.

Codzienna praca w Szpitalu Carolina mnie nie męczy, sprawia mi przyjemność, jednak igrzyska to zupełnie inny jej rodzaj – zapewnia.


W Paryżu pojawił się kilka dni przed rozpoczęciem zmagań.

Mieliśmy sporo pracy, trzeba było przygotować całą misję medyczną: rozłożyć leki, przygotować gabinety, strefę dla fizjoterapeutów. To inna praca niż w gabinecie, bo w moim przypadku konieczna jest obecność. Nawet jeśli nie muszę podejmować interwencji, to muszę być przy zawodnikach. Do tego dochodzi drugie tyle trenerów i innych członków sztabów szkoleniowych – wylicza ortopeda.


Pierwsze igrzyska w karierze przypadły na Tokio w 2021 roku. I to podczas tamtej imprezy przeżył jeden z najwspanialszych momentów w swoim życiu.

Po zdobyciu srebrnego medalu przez sztafetę kobiet 4x400 metrów trener Aleksander Matusiński wstał i przy wielu osobach podziękował mi za postawienie Ani Kiełbasińskiej na nogi. To była chwila, którą na zawsze będę pamiętał. Bardzo mocno przeżyłem też medal naszej czwórki podwójnej w wioślarstwie - 3/4  tego składu to były moje podopieczne - ujawnia.


Jedną z tych wioślarek była Katarzyna Zillman, która przed igrzyskami trafiła w ręce specjalisty z powodu problemów z nadgarstkiem.

Pierwszy raz z Krzesimirem miałam do czynienia już przed Tokio, gdzie niefortunnie doznałam pęknięcia kości w nadgarstku – mówi nam 28-latka.

Połączyła mnie z nim Agnieszka Kobus-Zawojska. Byłam już wtedy na takim skraju wytrzymałości, bo przez 2-3 miesiące nikt nie był w stanie mi tego nadgarstka ogarnąć. Coś tłumaczyli, jakieś ortezy, nie ortezy. A już nadszedł marzec, trzeba było pływać. No i Agnieszka tutaj mówi: nie, dobra, przyjeżdżaj do Warszawy, ogarniemy to.


Opinia wioślarki o naszym rozmówcy jest jednoznaczna – konkretny i znakomity fachowiec.

Zillmann:

Elegancko, od razu, praktycznie w 15 minut robiliśmy USG. I chyba nawet tego samego dnia miałam już zastrzyk z osocza, do tego taki lekki, przenośny gips, w którym mogłam normalnie biegać. 10 dni i było po sprawie, naprawdę.


Z Sieczychem bardzo intensywnie współpracuje także Iga Baumgart-Witan. Polska gwiazda i członkini sztafety 4x400 metrów kobiet nie może się go nachwalić. Nie tylko jako ortopedę, ale człowieka.

To co mi się nasuwa jako pierwsze, to że Krzesimir jest bardzo dostępny dla sportowców – w każdej chwili: pod telefonem czy smsem. Skraca dystans, czujesz się jak u dobrego kolegi. Jednocześnie jest bardzo kompetentny, wzbudza zaufanie, ale poparte wynikami leczenia. Można z nim porozmawiać i o leczeniu, ale nie tylko. Zależy mu na dobru zawodników i szuka dla nich najlepszych rozwiązań.


Kolejne igrzyska Sieczycha to znowu Azja, ale tym razem igrzyska zimowe. W 2022 roku w Pekinie najadł się strachu. Tuż przed rozpoczęciem zmagań Sieczych miał pozytywny wynik testu na koronawirusa.

To była o tyle przytłaczająca informacja, że było nas dwóch lekarzy i obaj wylądowaliśmy na izolacji. Na szczęście po trzech dniach udało mi się z niej wydostać, miałem negatywne testy i mogłem działać. Ale zostałem sam na trzy wioski olimpijskie. Na szczęście nie było zbyt dużo interwencji.


Współpraca ze sportowcami to coś więcej niż relacja pacjent-lekarz.

Musimy sobie zaufać, musi być między nami porozumienie, taki „vibe” – tłumaczy.

Jest nieuniknione, że później podczas ich startów lekarz bardzo mocno przeżywa ich występy.

Są sytuacje, w których nie da się wyłączyć emocji, jest to po prostu niemożliwe. Kibicuję jak każdy, przeżywam. Jeśli startuje pacjent, którego leczyłem, jest dodatkowa myśl z tyłu głowy „oby nic się nie stało”. Jest większy stres, nie da się tego ominąć.


W Szpitalu Carolina doktor Sieczych zajmuje się nie tylko pływakami czy lekkoatletami, ale także zawodnikami ze sportów walki. I to właśnie zawodnicy z tej dyscypliny sprawiają, że ma najwięcej pracy.

Najwięcej dzieje się przy sportach kontaktowych, jak judo i zapasy. Z tych dyscyplin zgłasza się największa liczba zawodników – zdradza.
W czołówce oczywiście jest także lekkoatletyka. Pływanie jest akurat sportem mało urazowym, bardziej wchodzą tam w grę kwestie przeciążeniowe i rehabilitacyjne – ocenia.

PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Ińsko
17.3°C
wschód słońca: 06:41
zachód słońca: 19:00
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Ińsku